Herb szkoły

Islandia na okrągło!

Ruszamy z humanistycznym projektem „Czytaj, odkrywaj i spełniaj marzenia! ”. Niebawem więcej szczegółów, a na razie relacja Szymona Pomorskiego z jego podróży marzeń.

NOWY CYKL – SPEŁNIAMY MARZENIA

“Islandia na okrągło!”

Historia zaczęła się około pięć lat temu. Oglądałem z tatą film o katastrofie lotniczej. Zawsze interesowały mnie podróże, lubiłem wszystko,  co związane z lotnictwem. Nigdy nie ukrywałem podekscytowania przed kolejnym lotem. Fabuła filmu nie była dla mnie najważniejsza! Bardziej interesował mnie widok samej maszyny i jej niezwykłych manewrów. Stało się! Samolot wylądował. Zobaczyłem wcześniej nigdy niespotykane widoki. Góry, lodowce, śnieg, wulkany. Moment, gdzie są drzewa? Spytałem taty, co to za miejsce. Nie zdążył nawet się odezwać, ponieważ aktorka dokładnie w tym samym momencie spytała o to samo  – “Gdzie my jesteśmy?”. Bingo! To był ten moment, w którym usłyszałem po raz pierwszy słowo “Islandia”. Wstałem natychmiast z kanapy, wziąłem atlas i zacząłem poszukiwać tej krainy. Po chwili znalazłem i spytałem: “Co jest ciekawego na Islandii?”.

Wiedza taty  nie była duża na ten temat, więc postanowiliśmy obejrzeć internetowy poradnik podróży na Islandię.

Gdy zobaczyliśmy ceny wycieczek, wiedzieliśmy, że moje marzenie jest bardzo odległe. Tato jednak obiecał: “Kiedyś tam polecimy, ale jak będziesz znał lepiej angielski i uzbieramy trochę pieniędzy”.

Kiedy to usłyszałem, pobiegłem do pokoju. Płakać? Nie! Włączyłem laptopa i rozpocząłem poszukiwania czegoś, co pozwoliłoby mi zbliżyć się do krainy ognia i lodu. Po dziesięciu minutach znalazłem dość popularną piosenkę o niecodziennym tytule “B.O.B.A” wykonaną przez islandzki zespół “JóiPe & Króli”. Już wtedy wiedziałem, że to było to, czego potrzebowałem. Z czasem zacząłem słuchać dużo więcej islandzkiej muzyki, aż w końcu jednego sierpniowego poranka roku 2019 wstałem i usłyszałem od taty: “Za rok lecimy na Islandię”. Od tamtej chwili słuchałem tylko islandzkiej muzyki. Trwało to cztery miesiące i w 2020 roku nadeszła niespodziewana “nuklearna zima”,  czyli pandemia Covid 19.

Wyjazd stanął pod wielkim znakiem zapytania.  Dostaliśmy informację o przełożeniu lotu,  powoli też zaczęliśmy wątpić w powodzenie naszej wyprawy. Liczby zachorowań rosły nieubłaganie. Nadszedł w końcu piękny moment – w sierpniu Islandia zniosła obostrzenia. Trzeba było wykonać jedynie test PCR. Kilka dni przed wyjazdem kraj poinformował o obowiązkowej siedmiodniowej kwarantannie. Na szczęście została ona nałożona dopiero na przyjezdnych od północy następnego dnia. Zaraz, zaraz… Czy to oznaczało cały kraj bez turystów i prawie pusty samolot ? Tak!

Stało się! Wylądowaliśmy w Keflaviku. Nigdy nie byłem tak szczęśliwy. W centrum miasta był mały park. Położyłem się na trawie. Nie było powodu do zmartwień. Wszystko się powiodło.

Odczułem islandzkie “Hugarró”,  czyli spokój ducha. W następnych dniach podróży, przemierzaliśmy kraj od rana do nocy kosztując przy tym także sporo niezwykłych smaków. Kto kiedykolwiek próbował lodów o smaku mniszka polnego albo cukierków z pieprzową posypką? Pewnego dnia przyjechaliśmy nocować na wieś niedaleko miasta Akureyri. Spaliśmy smacznie, ale ja poczułem jakby coś po mnie chodziło. Zauważyliśmy, że w naszym drewnianym domku nocują z nami inni goście- robaki. Wpadłem w panikę i chciałem spać w aucie, ale rodzice się nie zgodzili i powiedzieli jak zwykle “Nie wymyślaj”. Druga noc to było piekło! Przekonałem się wtedy, że Dante za bardzo fantazjował w swoim utworze. Robaki zaczęły nas gryźć. Wyskoczyłem z kołdry i poszedłem się myć w łazience. Obudziłem rodziców i tak oto znaleźliśmy się o czwartej rano w aucie śpiąc na środku pola pomiędzy Husavikiem i Akureyri. Wycieczkę należało jednak wbrew przeciwnościom ma się kontynuować! Później już nas nie spotkały takie nieprzyjemności, jednak sprawdziliśmy w źródłach, że te małe stwory były pluskwami!

W ostatnie dni zobaczyliśmy katedrę Hallgrímskirkja w Reykjaviku oraz inne atrakcje stolicy. Ostatnim posiłkiem na Islandii okazał się Hot-dog z baraniną oraz chrupki serowe polane czekoladą (Tak było, nie zmyślam). 

Za taki posiłek razem z sokiem zapłaciliśmy 32zł, co jest naprawdę niską ceną za osobę jak na ten kraj. Gdy jechaliśmy na lotnisko,  usłyszałem piosenkę “Í Átt Að Tunglinu”.

Wspomnienia z dzieciństwa powróciły, a ja po przylocie do Polski zacząłem jeszcze bardziej interesować się islandzką muzyką. 

Trwa to już prawie od dwóch lat. Zacząłem śpiewać w tym języku i opanowałem wymowę! Nawet ostatnio wygrałem paczkę z islandzkimi słodyczami w konkursie na instagramowym profilu @islandzkie.ciekawostki prowadzonym przez Polkę mieszkającą na Islandii, której profil mnie bardzo inspiruje do dalszego pogłębiania wiedzy o tym państwie. To nie wszystko! Kilka miesięcy temu nawiązałem kontakt z jednym z wykonawców słynnych piosenek. “JóiPe” przysłał  mi na Instagramie (@joiipe) sam tekst do jego nowego utworu z płyty “Í miðjum kjarnorkuvetri”, której tytuł oznacza “Wśród nuklearnej zimy” i zawsze przypomina mi o jednym z najbardziej stresujących, ale również najpiękniejszych okresów w moim życiu. Jednak historia się nie kończy na tamtym zdaniu. Ona się toczy!Co będzie dalej? Czy kiedykolwiek napiję się jeszcze napoju “Appelsín”? Czy zaśpiewam kiedyś publicznie jakąś islandzką piosenkę? To wszystko jeszcze przede mną… 

                                              Sjáum til!

Do zobaczenia na szkolnych korytarzach!

Szymon Pomorski, klasa I c, profil humanistyczny