Tradycyjnie w połowie czerwca, uczniowie naszego liceum wyjeżdżają w Tatry. Tak też było i tego roku. 10 czerwca o północy grupa uczniów ze swoimi opiekunami obrała kierunek na Zakopane. Po mile spędzonej podróży o 7.40 zameldowaliśmy się na miejscu. Szybki kwaterunek, mała herbatka i od razu w drogę. Prognozy wprawdzie zapowiadały opady, ale póki co, pogoda wymarzona więc napieramy. Podjechaliśmy na Nędzówkę i stamtąd czerwonym szlakiem idziemy na Przysłop Miętusi. Pogoda wciąż super, chmury nie zapowiadają opadów, więc idziemy niebieskim szlakiem przez Kobylarzowy Żleb na Małołączniak /2096m/ jeden z Czerwonych Wierchów. Po wejściu najpierw sympatyczna mżawka, a później już tylko gorzej. Odwrotu nie było, więc przez Małołącką Przełęcz wchodzimy na Kondracką Kopę /2005/. Silny wiatr, grad oraz zero widoczności, przyroda nas testuje. Dopiero kiedy zeszliśmy na piętro kosodrzewiny wiatr zelżał. Krótkie wejście do uroczego schroniska na Hali Kondratowej, gorąca herbata i zejście do kuźnic i na ciepły obiadek na bazę. Przetarcie okazało się wypadem całkiem całkiem, zrobiliśmy przeszło 21km i przewyższenie 1168m
Dzień drugi – niedziela
Totalnie przemoczeni poprzedniego dnia ledwie poskładaliśmy się, uwierzyliśmy w obiecanki, prof. Walotki, że będzie “lajcik” i ruszyliśmy do przeuroczej Doliny Chochołowskiej. Była nadzieja, że pokonamy ja niestandardowo czyli rowerkiem, ale ceny kosmiczne skłoniły nas do krótkiej przejażdżki kolejką. Dalej przy cudownej aurze szliśmy z bucika, było uroczo. Była niedziela, więc niektórzy mogli uczestniczyć we mszy św. na polanie, a reszta udała się do schroniska, które słynie z przepysznej szarlotki zwłaszcza z polewą jagodową. Uduchowieni i zrelaksowani ruszyliśmy w drogę powrotną, tego dnia przeszliśmy blisko 17 km.
Dzień trzeci – poniedziałek
Ma być wreszcie hard i pewnie było. Śliczną – zwłaszcza z rana Doliną Jaworzynki podążamy w kierunku Hali Gąsienicowej. Po drodze Murowaniec, mała pauza i ruszamy szlakiem przez Pojezierze na Przełęcz Karb/1853/. Tu zdecydowaliśmy, że wyżej czyli na Kościelec pójdą naj, naj naj. Szczyt bardzo wymagający i bez ubezpieczenia. Dobrze , że prof. Szymański zgodził się na pozostanie z małą grupką, która jeszcze nie tym razem?. Ruszyliśmy w górę, u niektórych pojawiają się zwątpienia czy starczy sił. Nie ma zmiłuj się, trzeba się piąć. Po wielkim wysiłku stanęliśmy na szczycie. Byliśmy wszyscy z siebie bardzo dumni. Kto był pierwszy raz, ten zrozumiał naprawdę sens tych naszych wypadów w Tatry. Na szczycie fotka i schodzimy, zwłaszcza, ze chmury deszczowe zbliżają się zbyt szybko. Na szczęście w cudowny sposób nas ominęły, dalej już tylko powrót, wcale niełatwy przez Boczań do Kuźnic i na obiadek i na Krupóweczki. Wieczorem tematem rozmów był tylko Kościelec /2155/.
Dzień czwarty – niestety ostatni
Śniadanko, sprzątanko i przejazd do Chochołowa na termy. Tam czuliśmy się jak na Majorce, jak powiedziała jedna z uczestniczek. Relaks, cudowne widoki na góry, piękna woda i czegóż jeszcze oczekiwać. Przejazd do Zakopanego, 4 godziny wolnego – zakupy, lody, kawusia i o 17 kierunek Zgorzelec. Żal wyjeżdżać – słychać było w autokarze. Pojawili się chętni na wyjazd wrześniowy, obawiam się, że szybko zabraknie miejsc. Ale to bardzo miły problem.
Tyle na szybko?
Statystyka: łącznie przeszliśmy 53.39 km, spaliliśmy 16198 kcal?..
Wielkie podziękowania wspaniałym opiekunom prof. Semenowicz, Pilczuk, Szymańskiemu oraz wspaniałej 34 osobowej grupce młodzieży, której mogliśmy pokazać piękno naszych prześlicznych Tater – jak to mówią górale.
Zapraszam na wrzesień Kazimierz Walotka.